Około 17:30 byliśmy na Chudej Przełączce skąd jest jeszcze 2h10min do schroniska a tu zaczyna padać... Jest coraz gorzej - coraz mocniej pada, ja już padam z sił, plecak mi ciąży, skały coraz bardziej śliskie, mam spalony nos (mimo, że słońce świeciło może z 1,5 godziny), zaczęły robić mi się odciski, strach przed burzą... Ciekawe odczucia ;)
Po około godzinie skończyło się skaliste zejście i rozpoczął las, teraz tylko modlitwa, żeby nie zaczęło grzmieć! Robimy chwilę postoju i ruszamy dalej. Trasa się dłuży i dłuży, cały czas pada, zaczyna robić się zimno...
Nawet nie wiem o której docieramy do schroniska, kolega kupuje noclegi, ja nie mam nawet siły rozmawiać. Siadamy przy stoliku, robię sobie gorący kubek, nawet nie mam ochoty jeść. Przydałby się prysznic ale też nie mam siły, wezmę rano. Idziemy na górę do naszej sali, chyba 10 osobowej i już nie dbałem o nic - przebrałem się w ciuchy do spania, jeszcze zadzwoniłem do domu, że wszystko jesteśmy w schronisku i od razu zasnąłem.