Hukvaldy - zamek

13:30 - jestem w Hukvaldach, za parking płacę 30 Kc i idę w kierunku zamku. Jest trochę cieplej bo 13 stopni ale wieje dość mocno. Z dojściem do zamku nie jest tak prosto - znajduje się na szczycie dosyć wysokiej i stromej góry. Na samym dole, u podnóża góry przed bramą był cennik, 60 Kc (płatne przy wejściu na zamek) za osobę dorosłą mogę zapłacić, ten zamek jest tego wart. Rozpoczynam wspinaczkę. Droga jak na normalny szczyt górski - pełno kamieni, gdzieniegdzie wystający korzeń. Wieje bardzo mocno, jestem już wykończony i chyba się przeziębiłem ;/ Odpoczywam chwilkę, dzwonię do rodziców ale jestem dalej tak samo zmęczony... Trudno, wracam się gdzieś w połowie drogi, to już drugie niedane podejście (2 lata temu jak jechałem na wakacje do Czech to przez głupiego GPSa nie trafiłem do zamku ani tam ani z powrotem...) Schodzę z góry i wygrażam w myślach, że jeszcze tu wrócę!!! ;)
Przychodzę do samochodu, wieje tak, że porwało mi kwitek z parkingu ale z tego co widziałem to nie sprawdzają przy wyjeździe. Jest 10 po 14:00. Mam dwie opcje. Pierwsza: wracać na 16:00 na mecz Chelsea vs Wigan, druga: jechać do domu jakąś okrężną drogą. Po krótkim namyśle doszedłem do wniosku, że mecz mogę obejrzeć z powtórki a w Czechach nie wiadomo kiedy znowu będę. Jadę domu przez Żylinę! Wyruszam o 14:15.

Zdjęcia (7)

Komentarze (1)